z cyklu - bo siusiaczka miał jak kredka małego do sikania ledwo zdatnego - jak powiadają poeci..
dobra, żartowałam!
doniośle schiźnięta komedia wielce podejrzana, przeważnie z ukrycia, na przyczajce, w długich ujęciach, bez cięcia ni jeńca, na przekór natfliksowej nekropolii, mocno wykręcona.
emma wymiata na aktorskim wieśle stałym ciągiem na wznoszącej w co już to wznioślej udziwnionych projektach godnym przekazaniem pochodni - jest niczym prawdziwa diva podglebnego kina, meryl streep głębokiego andergranda, mademoiselle huppert iza bella w swoich najlepszych latach.
czołem, zacznę od tego, że w końcu jakieś normalne pytanie, za które z góry dziękuję. po siedmiu latach pisania na tym najlepszym z internetowych portali doczekałem się wreszcie jednego normalnego pytania..
jestem w totalnie ekstatycznej euforii!
do rzeczy jednak, bo samo się nie wyjaśni przeca, odpowiedź ma będzie taka: po prostu jestem zbyt leniwy ażeby za każdym razem wymyślać inny. tak zwane niedomogi mam wyobraźni. poza tym jest też powód czysto koniunkturalny. inny z kolei powód jest taki, że wiedząc z góry z czym masz do czynienia z łatwością to pominiesz. jeszcze inny - prawem naturalnej inwersji - równie łatwo to znajdziesz. poza tym treść jest naprawdę tym na co tytuł tematu wskazuje - radosną a solipsystyczną i okołofilmową mikro czyli mini refleksją zgoła wspominkową.
by the way dodam: scena z trzeciego bodajże odcinka, w którym nasza para próbuje poniewczaśnie "uwięzić" naturalność spontanicznej a męsko-damskiej jedni sypialnianej w czterech ramach wyświetlacza zrazu smartfona, potem instagrama - to mistrzostwo świata!