Przecież to jest straszliwie głupie! Zupełnie nie chodzi mi o to, że to jest prześmiewcze czy takie niepomnikowe traktowanie naszej historii. I-sza Rzeczpospolita i sarmatyzm nie budzą mojej czołobitnosci.
Ale to jest tłuczona aż do bólu zębów opowieść o NASZYCH stereotypach, tym razem przebrana w kontusz i żupan, podobnie jak inne filmy przebierają ją w pludry, krynoliny, zbroje, nawet skafandry kosmiczne. Takie to świeże jak pomidorowa w Warsie.
Oceniam ten serial jako niezły, ale też dostrzegam jego wady. Jednym z nich jest humor. Oczywiście doceniam autoironię, sarkazm czy parodię, ale również i te formy mogą prezentować wyższy lub niższy poziom. Tutaj mamy humor przypominający skecze z polskich kabaretów, które są umiarkowanie śmieszne, ale rzadko wybitnie przenikliwe, subtelne czy błyskotliwe. Na taki pułap humor w tym serialu się nie wzniósł, choć było kilka przebłysków.
Kwestia poczucia humoru. Ja bawiłem się bardzo dobrze choć oczywiście w każdym odcinku zdarzały się mocno średnie żarty.
Nie chodzi o poczucie humoru. To rzecz dość względna i nie narzucam nikomu moich standardów w tej materii. Chodzi mi o cos innego.
Kiedy widzę film, którego akcja toczy się w egzotycznym środowisku, to strasznie ciekawi mnie, jakie to środowisko kształtuje osobowości czy przekonania. To ogromna szansa dla dzieła. Kiedy np. Lem pisał "Powrót z gwiazd" to samym smakiem jego dzieła było to, jak się zderzają z sobą mentalności ludzi z różnych epok. Kiedy czytamy "Władcę pierścieni", to właśnie osobowości i sposób rozumowania Gandalfa czy Aragorna czynią te postaci pełnokrwistymi. Kiedy Gibson robi "Apocalypto" to zanurzamy się w inną rzeczywistość. Ten ostatni przykład jest dobry, bo akurat Gibson spieprzył dokumentnie wiarygodność faktograficzną, ale nawet wiedząc o tym mamy dreszcze, bo chociaż zdajemy sobie sprawę, że Aztekowie nie budowali majańskich piramid, to zarazem przeczuwamy, że akurat PSYCHOLOGICZNE relacje między postaciami mogły być takie właśnie. Podobnie w "Grze o Tron", gdzie zamarłem, kiedy Samwell Tarly próbował namówić członków rady na demokrację. "No nie" - myślę - "nawet oni zgłupieli?" Ale salwa śmiechu uczestników pokazała, że R.R.Martin też wyczuł te obecne kinowe nonsensy.
Bo mam wrażenie jakby współczesność wykreowała jakiś przeraźliwie nudny szablon, w rodzaju 'Commedia dell arte', gdzie niezależnie od reżysera i obsady mieliśmy gwarancję wystąpienia tych samych postaci. Można było tylko ziewając pytać, kto tym razem będzie Kolombiną czy Pierrotem.
Dzisiaj ich nieśmiertelnymi odpowiednikami są Skorumpowany Polityk, Silna i Niezależna Kobieta, Fałszywy Kapłan, Wyluzowany Młodziak itp. To było fajne kilka pierwszych razy, ale - na Jowisza! - ile można?
W naszym serialu perspektywa jest po prostu typowa dla współczesnego odbiorcy siedzącego z głową w mediach. To jak nowy stary serial Łepkowskiej. Tylko zdjęto z półki kolejne stulecie. Może dlatego, że inne kostiumy w garderobie mole zżarły.
Nie no przesadzasz z tymi porównaniami do Łepkowskiej. Nie wszystko jest czarne albo białe.
"to jest tłuczona aż do bólu zębów opowieść o NASZYCH stereotypach" B. trafna recenzja. Ciekawe, czy gdybyśmy zaserwowali komedię opartą na stereotypach nt. jakichś mniejszościach seksualnych czy etnicznych byłyby równie wielkie ochy i achy.