Boże, jak to się ogląda! Ostatnia scena filmu, to jedna z lepszych rzeczy, jakie widziałem - "ciary po plecach". A dzieje się tak dlatego, że cały film to majstersztyk, który w sposób absolutnie bezbłędny prowadzi właśnie do tego momentu. Dzieło Antonioniego to organiczna całość audiowizualna, gdzie każdy element (obraz, dźwięk, kompozycja kadru, montaż) z chłodną precyzją oddaje to, o co chodzi autorowi.
A o co mu ostatecznie chodzi? "Przygoda" to film przede wszystkim o znikaniu i o pustce, która pozostaje. O pustce po drugiej osobie, miłości, tradycyjnym systemie wartości, starym świecie, wreszcie o putce po sensie i konwencjonalnej opowieści...
Pod względem formalnym film wyróżnia się bowiem nie tylko autentycznym pięknem wizualnym, ale przede wszystkim porzuceniem tradycyjnego, logicznego sposobu naracji. Być może jeśli porzucimy szukanie logiki, odnajdziemy prawdę? Ostatnia scena, łzy Sandra i gest Claudii zdają się bowiem poświadczać, że w tym pustym, martwym i nieprzyjaznym świecie jakaś prawda jednak przetrwała i istnieje. Mimo wszystko.
Dla mnie to jest raczej film o emocjonalnej pustce głównego bohatera i tym słynnym włoskim cierpiętnictwie zdradzanych kobiet. :)
Film o zdrajcach, którym powinno się wyłupić oczy. Zarówno kobietom jak i mężczyznom. I te dwa zdania wystarczą do analizy tego dzieła.