Ale w sumie film dobry,szkoda że pokazane tylko jego dorastanie i wczesne początki wiązania się zespołu i to bardzo oględnie,dalej nie ma już nic.Odniosłem wrażenie że twórcy filmu zależało bardziej na pokazaniu jego relacji rodzinnych młodzieńczego wieku natomiast muzyka schodzi na drugi plan.Uważam że matka Lennona jest w filmie za młoda,i wyglądają trochę jak para,w początkowych scenach miałem wrażenie że wylądują zaraz w łóżku,bo kobieta go kokietowała,a on się temu poddawał,i to było słabe.Błąd czy taka na prawdę była ich relacja,tego nie wiem ,ale nie wydaje mi się.Piękna piosenka w końcówce filmu.
Ha! Mam bardzo podobne wrażenia odnośnie tego filmu. Trochę miałem wrażenie, że twórcy nie do końca byli w stanie zdecydować się o czym chcą zrobić film, w efekcie czego wyszła taka "szamotanina". Tak samo wątek "edypowy" - zarysowany albo za mocno albo za słabo, zależy z której strony spojrzeć.
Ogólnie: nieźle, ale mogło być o wiele lepiej.
Odnośnie relacji z matką też miałam takie wrażenie. Momentami wyglądali jak para zakochanych w sobie osób. o.O Cały soundtrack świetny! I wiele jest pokazane oględnie, eh, gdyby film był dłuższy...
Ponieważ nie jest to film o The Beatles, tylko o postaci Johna, jego smutnym dzieciństwie, marzeniach i relacjach z matką i ciotką. O wpływie traumatycznych przeżyć z dzieciństwa na jego psychikę, o jego zagubieniu, i dążeniu do marzeń 'za wszelką cenę'. Autorzy skupili się na jego rock'n'rollowej stronie, na wpływie Elvisa, Bo Diddleya, Eddiego Cochrane'a na jego twórczość i o tym, jak odnajdywał się w tych realiach. Swoją drogą, piękna scenografia, ubrania i fryzury tych czasów, plus muzyka. Jak dla mnie film bomba.