Ciężko krytykować ten film, bo to świetne kino, znakomici aktorzy, choć i de Niro gra swój schemat i Leo przejął mimikę, gesty starszego kolegi. Wstrząsający historia, epicki rozmach, ciekawe rozwiązania fabularne jak choćby "radiowa" końcówka, ale cały czas oczekiwałem na więcej ,aż zmęczyłem się tymi 3 godzinami i z ulgą powitałem koniec.
Mi się strasznie ten film dłużył. Sama historia ciekawa, ale rozwleczona, niektóre dialogi można byłoby skrócić albo w ogóle skasować.
Ja miałem poczucie, że pomimo tak długiego metrażu, film i tak skakał z wątku na wątek, co jest wręcz paradoksalne przy takim metrażu. Plus, montaż był nieco chaotyczny, w Oppenheimerze przecinające się linie czasowe miały w swojej chaotyczności sporą spójność, tak tutaj zdaje się wciskano sceny między siebie tak żeby zmieścić wszystko co nagrano, kosztem braku płynności.
Film podzielony na 3 czesci.
Najpierw poznajmey kto jest kim i poznajemy historie Osagow.
Pozniej mamy morderstwa kto zleca i kto zabija
Ostatni akt to sledztwo FBI.
Ból dupy to mam o ten film. Ale skoro zostałem wywołany to: kolega wyjaśnił mi jakie są wątki w filmie, jakbym sam dobrze nie wiedział jak to wygląda (jeżeli oglądałeś film, to wiesz że to oczywiste).
To w książce jest to lepiej rozwiązane, ponieważ autor długo ukrywa, kto stoi za morderstwami ( bo dlaczego wiadomo dość szybko).
Obsada najwięcej zrobiła. DiCaprio i De Niro to kocury. Ogólnie jak na Scorsese jednak niezbyt rewelacyjnie. Nie czuć klimatu Scorsese i za długi. Osobiście wolę gangsterskie filmy tego reżysera,bo w tym jest mistrzem
Ja może 'z ulgą' końca nie powitałem, jakoś podoba mi się że ktoś jeszcze ma jaja żeby nakręcić film 3,5h, dobrze mi się to oglądało, natomiast mi zabrakło ładunku emocjonalnego, może to wynika z tego że czytałem wcześniej książke, nie wiem, natomiast jakoś pewne emocje nie wybrzmiały w pełni. Ważny moment np jak Molie pyta męża co jej podawał, a on skłamał. Moim zdaniem bardzo istotny moment, a scena jakoś mnie nie powaliła. Tak było w przypadku wielu innych scen.
Tak samo odebrałem tą scenę. Powinna być miażdżąca. Swoją treścią, grą aktorów. Szkoda...
A ogladales/as film? bo byla scena gdzie lekarze mu tlumacza ze oprocz insuliny ma jeszcze podawac ampulke czegos innego "na uspokojenie" i widac ze on sie na to godzi ale z duzym oporem. Wiec wiedzial, ze podaje cos, co jej szkodzi.
Oczywiście, że oglądałam, po co te złośliwości? Ta scena mi umknęła najwidoczniej, to zmienia postać rzeczy.
Mimo tej sceny to prawdopodobne bo nasz "bohater" to niesamowity prostak i debil. Ja odebrałem to, że na prawdę wierzył w to co mu powiedzieli czyli morfina no i później plus środek uspokajający aby spała, nie gadała nikomu. Ale żona ewidentnie nie uwierzyła mu chociaż była tyle lat z debilem.
Film jest schematyczny, przeciągnięty, słaby. Dramatycznie słaby jak na takie nazwiska. Główne role męskie źle obsadzone i jeszcze gorzej zagrane (de Niro który chyba już tylko potrafi parodiować sam siebie; di Caprio w manierze "jestem idiota jestem idiotą jestem idiotą", którą chyba narzucił mu Scorsese, bo nie wierzę, że tak dobry aktor może coś takiego "zagrać". Broni się Minnie czyli Gladstone, Plemons, Isbel (jako Smith, jego rozmowa z di Caprio jest znakomita i tu di Caprio pokazuje, że jednak potrafi coś z siebie wykrzesać), Cancelmi (jako Kelsie Morrison) i Ty Michell (jako Ramsey) ....książka jest bardzo dobra, film do zapomnienia. Oby to był ostatni film Scorsesego i de Niro....
Ps. Znakomita jest muzyka Robbiego Robertsona. A przeskok z sali sądowej na końcu do tzw. żywego radia to marny żart.
Tak, pełna zgoda z całym Twoim opisem. O końcówce z radiem nie chciałem pisać dokładniej, bo nie chciałem spoilerować a wpis robiłem świeżo po seansie. Może tą sceną Scorsese się żegna z ekranem i chciał siebie na nim uwiecznić. Aktorzy... Taaak, coś w tym jest, że de Niro gra już na autopilocie, a DiCaprio odtwarza-powiela jego miny, choć w roli "głupka" nie jest zły.
W książce, która jest źródłem dla tego filmu, postać Hale'a jest dopiero na końcu identyfikowana jako prowodyr wielu morderstw (bo w praktyce nie był on jedynym, który mordował Indian w tamtym okresie). Brak tego typu "twistu" powoduje, że film miarowo i bez zaskoczeń brnie od początku do końca. Jednak dzięki temu człowiek boleśnie może dostrzec metodyczność antagonistów.
DiCaprio wg. mnie zobrazował w prawdopodobny sposób człowieka o miernej inteligencji, który w swojej głowie umiał zachować dualizm godzący zbrodnie i związek małżeński z osobą, w którą tak naprawdę wycelowana jest opresja.
Za długi i od połowy bez pomysłu. Ale gdyby to teraz wziął montażysta bez szacunku dla legendy, mógłby z tego świetnego materiału zrobić perełkę.
Jestem zdziwiony opinią o De Niro, zgadzam się, że rola Di Caprio była chybiona, ale Robert De Niro - dla mnie ciągnął ten film i pokazał coś nowego. Całkowicie mi sprzedał tego złego do szpiku i zakłamanego starszego pana.
Dokładnie, też oceniłam ten film na 5, Teoretycznie - strzał w dziesiątkę, Niby temat ciekawy. Niby gra aktorska - bardzo dobra (Di Caprio i De Niro - nie mam tu zastrzeżeń). Ale film tak zmęczył przez rozwlekającą się akcję, że po tych 3+ godzinach aż na głos westchnęłam "ojej"... jakbym pole przeorała ;-)
Ja dałam 7, generalnie mi się podobał, ale też mnie trochę wymęczył, był po prostu za długi, gdyby go skrócić, akcja byłaby bardziej zwarta, bardziej skondensowana, zrobić z tego bardziej kryminał, w którym dopiero na końcu dowiadujemy się, kto stoi za morderstwami, no i rzeczywiście nie było ani jednej postaci, z którą można było się utożsamić.
Temat dobry, aktorzy dobrzy, reżyser klasowy, ale faktycznie film strasznie nudzi. Za bardzo postawiono w nim na obrazowanie intryg i codzienności niczym w jakiejś telenoweli, a za mało na dramatyczne i drastyczne sytuacje, którymi życie Osagów było przepełnione.
Mam dokładnie te same odczucia. Aktorsko bdb, fabularnie nie tata zła historia, ale jak ten film jest dziwny pod pewnym względem i nie umiem opisać jakim, nie wiem, ogólnie wolałbym z 7 raz obejrzeć Django...
Dla mnie ten film był po prostu niepotrzebny. Moja nic nieznacząca opinia jest sfrustrowana tym że film w większości stał się hitem tego roku. Spodziewałem się ciekawego kryminału od Pana Scorsere. Dostałem zlepek różnych gatunków, różnych schematów. Nie wiem jak to nazwać. Flaki z olejem. Widz nie wiadomo czego ma się trzymać. Można to nazywać dobrym filmem, gdy nasz niedosyt sprawi żeby nadinterpretowac film aby nie mieć do siebie pretensji że nasze 3 i pół godziny poszły w nicość. Co do aktorów, cóż, Leo robi robotę.
Im dalej w las, tym Leo coraz bardziej upodabniał się do swojego starszego kolegi, co drażniło mnie chyba najbardziej - te usta w podkówkę...
Film za długi. A Lily Gladstone mogłaby mi czytać bajki na dobranoc :)
Ja to odebrałem tak, że on był tak głupi i sterowalny, że pod koniec nawet zaczął usta układać jak tamten. To IMHO było zamierzone przez twórców.
Właśnie udowodniłeś, że wszystko co znajduje się przed "ALE" nie ma znaczenia i się totalnie nie liczy bo jak po napisaniu, że ten film to: "Wstrząsający historia, epicki rozmach, ciekawe rozwiązania fabularne jak choćby "radiowa" końcówka" ocenić go jako średni??? O ale "wstrząsająca historia".